środa, 10 stycznia 2018

WYBACZ (VIII)

Połowa rzeczy już znajdowała się przy frontowych drzwiach. Felicja ze smutkiem patrzyła na czynności, które wykonywałam. Latając z jednego do drugiego pokoju starałam się uporządkować listę i niczego nie zapomnieć.
Siedziała tam. Smutna i jak mniemam zła za tajemnice dotyczącą powodu mojego wyjazdu, z założonymi rękoma ilustrowała mnie wzrokiem.
-To wszystko wina tego starca. - kolejny raz wbijała mi nóż w plecy. Rozumiałam, że myśl o facecie, z którym jestem oraz fakt, że jest on o dwadzieścia lat starszy daje jej możliwość znalezienia jakiegoś pretekstu. Nie chciałam jednak końcowej wojny z najlepszą przyjaciółką.
-Urik nie jest niczemu winien. Chcę zostać moim mężem. To wszystko. - odwróciłam się w jej stronę, kucając teraz nad walizką, której nie do końca udało mi się ogarnąć.
-Ale to przez niego wyjeżdżasz. Antek znowu się załamie. - teraz wyglądała o niebo lepiej. Pogodzenie się z Czarkiem było definitywnym zażegnaniem przez nią złego humoru czy podkrążonych oczu.
-Masz Czarka. Wszystko naprawicie. Swoją drogą jak zareagowałaś? - wiedziałam, że jest zła. Jednak nie na tyle by nie chcieć ze mną porozmawiać.
-Byłam zaskoczona, ale wszystko szybko mi się poukładało w całość. Poza tym gdyby nie ty i wpływ jaki na niego wywarłaś nie zrobiłby tego. Chciałam Ci to jakoś wynagrodzić...ale jak widać nie zdążę. - cmoknęła niezadowolenie na głos.
-Wystarczy, że przestaniesz się na mnie boczyć i zaczniesz walczyć o możliwość adopcji. - nie mogłam poradzić sobie z zasunięciem bagażu więc podbiegła do mnie i mocniej ścisnęła materiał. Popatrzyła potem w oczy jakby chciała wylać z siebie całą dawkę wdzięczności. Honor na to nie pozwalał. W końcu to Jowita.
-Powiesz mi czemu wam nie wyszło? Zauważyłam rozbitą lampę w kantorku. Aż tak ostro się pokłóciliście, że nie da się tego naprawić?
-Jesteśmy jak ta lampa. - prychnęłam pod nosem. - Rozbitą na kawałki da się posklejać, ale nie będzie ona wyglądać tak pięknie jak wcześniej i w każdej chwili przy małym stąpnięciu może się rozpieprzyć.
-Filozofka z Ciebie. Skoro masz duszę artysty to kieruj się sercem. Przecież widać, że nadal go kochasz. Czy to nie jest ważniejsze od strachu i ucieczki w ramiona...- kiedy kolejny raz chciała obrazić Urika popatrzyłam na nią wrogo i chrząknęłam. -...innego?
-Nie uciekam. Układam swoje życie tak samo jak on. - skwitowałam po czym obydwie wstałyśmy.
-Kim ona jest. - to nie było pytanie. Rozkazała mi wyjawić mocno skrywaną, mroczną tajemnice Antka. Nie mogłam mu tego zrobić. Niezależnie od okoliczności i stosunkach jakich się znajdowaliśmy, nie chciałam niszczyć mu ułożonych kontaktów z całą rodziną.
-Nie ważne. - wywróciłam oczami. Usłyszałam trzask drzwi. Miałam nadzieję iż nie jest to Antek. Nie uśmiechało mi się kolejny raz, dodatkowo przy Jowicie drzeć z nim kotów.
Ulżyło mi na widok Czarka. Śmiesznym paradoksem był fakt iż trzymał w swoich dłoniach dwie walizki. On wrócił do siebie, ja musiałam zniknąć z ich życia.
-Co tam dziewczyny? - spojrzał na nas zaciekawiony. Odłożył walizki obok stolika tuż przy łuku wejściowym i podszedł do Jowity dając jej słodkiego buziaka na powitanie. Rozczuliłam się. Cieszyłam się jak małe dziecko widząc ich szczęśliwych. Dumna byłam również z tego, że miałam w tym swój udział. - Ktoś planuje się wyprowadzić? - spojrzał na Jowitę.
-Może jakoś na nią wpłyniesz bo ja już nie mam siły. - blondynka uniosła ręce do góry i opuściła je dynamicznie. Potem wyszła z pokoju i zostawiła nas samych.
-Nela, co jest? - dojrzały, stanowczy wzrok był jego wizytówką osobistą.
-Twoja żona, a moja przyjaciółka nie może pogodzić się z faktem mojego wyjazdu. Zaplanowanego zaznaczam. - położyłam ręce na biodrach.
-Jowita nie złości się bez powodu. Podałaś jej argument, który przemawia za tym dlaczego to robisz? - opanowany, zmierzył kolejny raz wzrokiem moje walizki. - Przecież jesteście jak siostry. Ma prawo wiedzieć.
-Boje się, że tym razem będzie musiała przeboleć moje milczenie. - obeszłam go i podążyłam w stronę schodów. W połowie drogi zatrzymał mnie jego głos.
-Antek nawywijał prawda? - odwróciłam się w jego stronę. Pokręcił głową i podrapał się po zaroście. - Co tym razem?
-Nie jesteś jego ojcem. Jest dojrzałym człowiekiem, ja tak samo. Załatwiliśmy to między sobą. - musiałam być stanowcza.
-Naprawdę tak sądzisz? - zachwiał moją pewność. Jak nikt inny potrafił to robić. - Nie chodzi mi o fakt, że jesteście na siebie skazani, ale o to, że się przed tym bronicie. On zachowuje się jak dumny paw, ty ustępujesz i kolejny raz lądujecie w tym samym miejscu.
-Czasami happy end nie jest jedynym wyjściem. - smutna prawda była okrutniejsza od wszystkiego co było mi znane.
-Ucieczka do kogoś innego również nie jest wyjściem. Tak, Jowita mi powiedziała. Nie neguje tutaj waszej różnicy wieku czy tego, że nawet nie znamy tego człowieka. Po prostu widzę jak męczysz się ze świadomością, że musisz to robić. 
-Czarek wiesz, że Cię szanuję. Od początku wiedziałam, że jesteś tym facetem, który zadba o moją przyjaciółkę, da jej miłość, stabilizacje i dom. Teraz odpowiedz mi na pytanie czy ja również tego potrzebuję i czy widziałeś to między mną, a twoim bratem? - przez dłuższą chwilę milczeliśmy. 
-Nawet jeśli nie jesteś z moim bratem postaraj się być szczęśliwą na swój sposób. - podszedł do mnie i wziął w ramiona. Mocno przytulił. - Dasz mi chociaż możliwość bycia twoim szoferem na lotnisko?
-Jeśli przekonasz Jowitę by jechała z nami, nie ma problemu. - uśmiechnęłam się
Siedząc w samochodzie spoglądałam na te same duże okiennice, drewniane ściany i czułam pustkę. Wyżerająca mnie od środka świadomość pozostawiania kolejny raz tego, co dało mi tyle szczęścia i zła w jednym była przytłaczająca. Garnęłam się do bycia w tym miejscu na stałe, chciałam być częścią tego świata. Nie było mi jednak dane być taką jak Jowita. Może nie zasługiwałam na spokój i stabilizację? Może po prostu musiałam jeszcze wiele się nauczyć i dojrzeć. Bo choć miałam wszystko, dotarłam na sam szczyt to zachwiałam się i upadłam. Tak na pewno nie wyglądała rzeczywistość oraz dorosłość.



Wchodząc do mieszkania, poczułam zmęczenie. Po prostu chciałam usnąć i wtopić się w inną rzeczywistość. Nie rozpakowałam bagaży, a ciało skierowałam do łazienki. Długa kąpiel odprężyła na tyle by móc spokojnie ułożyć się do samotnego, dużego łóżka.
Plany przerwał telefon. Leżąc, półprzytomnie złapałam za komórkę leżącą na szafce nocnej. 
-Witaj, Aniel. - zawsze tak do mnie mówił kiedy był poważny.
-Urik. - powiedziałam przez ziewnięcie. - Przepraszam, że się nie odezwałam, ale chciałam się przespać...- przerwał mi w połowie tłumaczenia.
-Chciałbym żebyś przyjechała do mnie za jakąś godzinę. Mam sporo pracy, a wydaję mi się, że musimy poważnie porozmawiać. Sprawa niecierpiąca zwłoki. - przeraziłam się jego stanowczością.
-Dobrze. - po tych słowach rozłączył się. Żadnego do widzenia czy słodkiego pa, czarodziejko zwiastowało nadciągające czarne chmury. Bałam się tego zderzenia.
***
Jego biuro jak zawsze pachniało cygarem. Dym unosił się jeszcze w powietrzu. Usiadłam na skórzanym krześle tuż przed jego biurkiem.
Wyglądało to tak jak czekanie na wyrok lub wezwanie na dywanik do dyrektora. Wiedziałam jednak, że taki nie był. Po prostu obraz sytuacji pasował do innego scenariusza. Gdybyśmy rozmawiali w jego posiadłości czy kawiarence nie odczuwałabym strachu, miałam nadzieję, bezpodstawnego.
-Witaj. - przeszedł obok mnie i usiadł naprzeciwko.
-Nie przywitasz się? - spojrzałam na niego zaskoczona. Zdenerwowanie przeniosło się na dłonie. Zaczęłam przecierać materiał płaszczu, w który byłam ubrana.
-Nie chcę dawać dwuznacznych sygnałów. Poza tym jestem w biurze, a nie chcę plotek. Ściany mają uszy, Aniel. - uśmiechnął się smutno.
-Za niedługo będę twoją żoną. To chyba oczywiste, że będą musieli się przyzwyczaić. - odparłam pewniejsza siebie.
-O tym chciałem porozmawiać. - głośno przełknęłam ślinę gdy opuścił wzrok i po chwili spojrzał na mnie tak czule jak nigdy wcześniej. - Jeżeli teraz odejdziesz to wiedz, że nie będę zły. Oczywiście potrzeba czasu by oswoić się ze świadomością, że nie jesteśmy razem, ale...dam radę. Jeden rozwód już przeżyłem.
-O czym ty mówisz? - naprawdę nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Raczej o kim. - oblizał usta. - Antoni jak mniemam. Tak ma na imię prawda?
Zamarłam. Ja nie chciałam zniszczyć temu dupkowi życia, ale jego wendeta odbiła się na moim dość mocno.
-Skąd...- kontynuował.
-Nie bezpośrednio dowiedziałem się o istnieniu człowieka, który złamał Ci serce i...zatrzymał je dla siebie. 
-Robert. - od razu wiedziałam o co chodzi. Nadal nie mógł przeboleć istnienia Antka i reszty znajomych z gór. Przede wszystkim bolał go fakt mojego powrotu. Po jaką cholerę w ogóle Urik go słuchał? - Zazdrosny mężuś. 
-Nie miej do niego pretensji. Wyrwało mu się. Byłem w twoim mieszkaniu, okazało się, że ma kluczę i wpadł po jakieś papiery. Z jednej strony powinienem mu podziękować za prawdę, której ty nie chciałaś ujawnić.
-Zależy jaką prawdę Ci powiedział. - grałam ostro.
-Był jednym z powodów twojego wyjazdu. Poza tym opowiedział waszą historie. Rozumiem twoją złość ze względu na brak mojego zaufania czy włażenia buciorami w przeszłość, ale dzięki temu wszystko pojąłem.
-Nie był powodem. Nigdy nie był żadnym powodem, częścią tego wyjazdu czy mojego życia. To epizod, który zniszczył mi życie. Chciałabym abyś nie wiązał z tym żadnych decyzji. Zrozumiej jednak jeśli...- znów mi przerwał.
-Aniela. - spojrzał w moje oczy. Niebieskie tafle szkliły się od promieni słonecznych wpadających przez okno. - Nie wchodź w coś co nie daje Ci szczęścia. 
-Twoje stałe motto. - podsumowałam. - Naprawdę chcesz zrezygnować z ślubu bo mój były mąż, którego piętą achillesową jest moje szczęście z kim innym, nagadał Ci głupot?
-Dlaczego więc tak mocno denerwuje Cię ten temat?
-Urik. - spotulniałam. - Antek, o którym mówisz jest przeszłością. Owszem, był, złamał mi serce i możliwe był jednym z uczestników tego wyjazdu, ale nic poza tym.
-Nie biorę tego do siebie. Od zawsze czułem, że nie mogę liczyć na więcej niż mi dawałaś. Popatrz na nas. Ja facet z bagażem doświadczenia, mający dwójkę dorosłych dzieci, zasępiały, oczekujący wielkiej miłości i ty, młoda, piękna kobieta, która mogłaby mieć każdego.
-Wybrałam Ciebie. - chciałam ratować resztki życia, które zostawiłam tutaj przed wyjazdem.
-Twój rozum wybrał mnie, ale tak jak mówiłem...serce zostawiłaś gdzieś indziej. - uśmiechnął się smutno. - Naprawdę zamierzasz wskoczyć na głęboką wodę z człowiekiem, którego nie kochasz? 
-Kocham Cię. 
-Ale zakochana jesteś w kimś innym, a to podstawowa różnica. - wydawało mi się, że świat kurczy się, a moje płuca przestają oddychać. Tak właśnie wyglądało zderzenie, o którym wcześniej myślałam. - Oprócz miłości, potrzeba człowiekowi czegoś więcej. Szaleństwa, wariacji. Ja już przeżyłem ten etap. 
-Nie mów tak jakbym tego z tobą nie doświadczała. 
-Przespałaś się z nim? - wyciągnął większy kaliber.
Milczenie dało odpowiedź. Nie potrafiłam go oszukać.
-Więc wiemy już wszystko. Macie moje błogosławieństwo.
-Nie mogę tam wrócić. - tego byłam pewna. - Może wolę być z tobą? Chcę poczuć spokój i...
-Nie jesteś tym typem. Znamy się parę miesięcy, a przejrzałem Cię na wylot. - wstał. - Po prostu musimy pogodzić się z tym oboje. Nie chodzi mi o seks z nim, ale...twoje uczucia, które żyją względem niego.
-To koniec, prawda? - nie mogłam walczyć. - Zadecydowałeś już.
-Za dwa dni przyjeżdża do mnie Mira. Okazało się, że brat przekonał ją by w końcu spotkała się ze staruszkiem. Pójdę za twoją postawą i postaram się odbudować to co straciłem. Nie zamierzam się od Ciebie odciąć, wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jednak...
-Rozumiem. - zamknęłam oczy i przełknęłam gulę w gardle. - Wiedz, że jesteś...świetnym facetem. Nigdy nie chciałam Cię zranić, Urik. 
-A twoje plany? - uśmiechnął się szerzej. Podszedł i na odchodne ostatni raz popatrzył głęboko w moje oczy.
-Nie zamierzam tam wracać. Dałeś mi jednak wskazówkę do tego by zmienić coś w swoim życiu. Podejrzewam, że wrócę do Polski...jednak nie do niego.
-Wybaczysz mu kiedyś? Sobie? Wam? - chciał mojego szczęścia. Troska była widoczna na każdym kroku.
-Może kiedyś. - pocałowałam go w policzek i podeszłam do drzwi. Na chwilę odwróciłam się jeszcze w jego stronę. - Dbaj o siebie i o dzieciaki.
***
Podróż do Polski była męcząca. Ile razy musiałam się jeszcze nauczyć, że wybór szybkiego przyjazdu przez transport ziemny (czyt. mały bus) nie jest najlepszym wyjściem dla mojego skrzywionego już od siedzenia przy biurku, kręgosłupa.
Pukając do drzwi liczyłam sekundy. Dwanaście, trzynaście...jest. Ktoś złapał za klamkę i otworzył je. Zmęczone oczy zalały się falą wzruszenia.
-Aniela? - niedowierzanie.
-Cześć tato. Kopę lat. - od razu wbiłam się w jego ramiona i nie wypuściłam go z nich przez pięć lub dziesięć minut.
Nie zważając na przeciąg w mieszkaniu, kobietę stojącą w rogu korytarza tuż za ojcem, trwałam z nim w uścisku. Tęsknota jest pięknem, które człowiek musi docenić. 
Nie wiedziałam gdzie skończę. Wiedziałam jednak gdzie zacząć.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger