środa, 10 stycznia 2018

WRÓĆ (VI)

Obudziłam się w swoim łóżku. Co dziwne nie przypominałam sobie, żebym lunatykowała więc ewidentnie ktoś widział mnie w opłakanym stanie wczoraj wieczorem. Zdenerwowana wyskoczyłam z łóżka i zaczęłam sprzątać wczorajszy bałagan tak by zatrzeć dowody zbrodni wynikające z gniewu.
Kiedy w miarę ogarnęłam burdel, otrząsnęłam się i udając, że nic się nie stało zeszłam na dół. Jowita wraz z Czarkiem siedzieli w kuchni jedząc śniadanie i popijali kawę.
-Jak tam słońce? - blondynka uśmiechnęła się czule i pogładziła mnie po dłoni kiedy przechodziłam obok.
-W porządku. - wlałam na twarz pozytywny grymas i zajęłam się robieniem kanapek. - Co u was gołąbeczki?
-Dzisiaj mamy dzień wolny więc myśleliśmy żeby paczką wybrać się na pobliskie jeziorko. - Czarek wtrącił między kęsami bułki.
-Paczką? - uniosłam jedną brew i wstrzymałam oddech. Dobrze, że byłam odwrócona i nie mogli uchwycić przerażenia w moich oczach, które na pewno się pojawiło
-Ja, Czarek, Ty, Felka wraz z Michałem....Robert. - nie usłyszałam imienia, które wzbudzało we mnie furie. Na próżno jednak robiłam sobie nadzieje.- Antek też jest chętny. Mówił, że zabierze swojego "cukiereczka". - słyszałam drwinę w głosie Jowity.
-Robert mu nie przeszkadza? - zapytałam w końcu odwracając się do towarzystwa. Dosiadłam się do stołu i skupiłam wzrok na nalewaniu kawy do filiżanki.
-Dziwnym trafem nie. Robert nic nie wspominał wczoraj wieczorem? - zdziwiłam się i udałam głupią.
-Nie. - pokręciłam głową.
-Wspominał, że spałaś na podłodze. Nic poważnego się nie stało? - Czarek spojrzał na mnie tym przeszywającym spojrzeniem i wiedziałam, że zdaję sobie sprawę kto mógłbyś powodem mojego wyczerpania fizycznego oraz psychicznego.
-Jestem dziwakiem. Czasami lubię trochę poszaleć. - skłamałam i wybroniłam się.
-Więc jak? - Jowita spojrzała na mnie pełna troski. - Nie daj się prosić! 
-W porządku. - skinęłam głową. Miałam ochotę krzyczeć. Po prostu wyrzucić z siebie wszystko. Zrozumiałe było jednak to, że wcale nie poprawiłabym tym sytuacji między rodzeństwem. Moje problemy prywatne nie mogły niszczyć "spokoju" całego towarzystwa. Robert miał być obok więc byłam spokojna. Martwiłam się na rozmowę z nim. Zapewne taka się odbędzie, będę musiała wymyślić wiarygodniejszą wersję wydarzeń.
-Dobra. Jedzcie, a ja pojadę po sprzęt do pływania i zakupy na wypad. - blondyn pocałował przyjaciółkę w policzek i wyszedł. Po kilku kęsach nawet jedzenie zaczęło mi brzydnąć. Nie trawiłam siebie, wyczekiwałam na moment wolności, chciałam uciec i zaszyć się gdzieś gdzie mnie nie znajdą. Odrzuciłam na talerz resztkę kanapki i zajęłam się kawą.
-Powiesz mi co się stało? - Jowita koliła mnie matczynym wzrokiem. Boże, jak cholernie tego nienawidziłam.
-Nic. - wzruszyłam ramionami upijając łyk. - Jestem trochę zmęczona.
-Świeże powietrze dobrze Ci zrobi. - uśmiechnęła się. Uwierzyła. Przynajmniej taką miałam nadzieję.



Jechaliśmy na dwa samochody.W jednym z nich siedziała Felka wraz z Michałem oraz powód mojej obsesji nienawiści wraz z drugą połówką. Robert, ja i gołąbeczki podążaliśmy za nimi. Robert czule obejmował mnie w pasie i przytulał do siebie. Nie odtrącałam go. Potrafił dać ukojenie, nawet maleńkie moim zwichniętym rozważaniom.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce musiałam wejść w nowy etap gry aktorskiej i świetnie bawić się u boku wszystkich włącznie z Antkiem. Koce rozłożyliśmy na trawie tuż obok strumyka, u którego końca wyrastał średniej wielkości wodospad. Po drugiej stronie znajdowało się jezioro. Wiedziałam, że najpierw skorzystamy z urodzaju świeżej wody i odpoczniemy wsłuchując się w szum kropel odbijających się od skał, które robiły za podłoże rzeczki.
Jowita z Czarkiem od razu popędzili zamoczyć stopy i zostawili naszą szóstkę samą. Felka stwierdziła, że musi wrócić do auta, a Michał nie odstąpił jej na krok więc w sumie na ringu pozostały dwa walczące klany. W duchu śmiałam się z tego, z komiczności sytuacji. Przełknęłam jednak gule niezadowolenia i z chęcią wtapiałam się w ciało Roberta. Leżąc przytuleni co chwila słyszeliśmy śmiech i dwuznaczne teksty pary obok. Nie kryli się. Wstyd był przeciwieństwem Antka więc wcale mnie to nie zdziwiło. Prowadzili igraszki, ale brunet trzymający moją dłoń nawet nie popatrzył w ich stronę. W przeciwieństwie do niego miałam ochotę podejść do łaknącej Antka larwy, a potem zbić ją na kwaśne jabłko. 
Kilka razy rozmasowałam dłonią kark i mocniej wtuliłam się w mojego kompana wyprawy. Musiałam zagłuszyć instynkt mordercy więc każde środki były dozwolone.
Brunet jednak po jakimś czasie delikatnie zsunął mnie z siebie i wstał. Podał dłoń i kiwnął głową w stronę jeziora. 
-Przejdziemy się? - puścił oczko.
Nadszedł ten moment, którego bałam się jak cholera. Z udawaną radością chwyciłam męską rękę i podciągnęłam do pionu swoje ciało. Kilkanaście minut później zostaliśmy sami. Wędrując w okół cudownych wysoki drzew, czując w płucach zapach sosen trzymaliśmy się za ręce i milczeliśmy.
Słońce przedzierało się przez konary drzew i oświetlało teraz zasmuconą twarz Roberta. Jego kręcone włosy szalały we wszystkie strony bowiem wiatr nie był sprzymierzeńcem dzisiejszej pogody. W końcu odezwał się pierwszy.
-Czemu wczoraj....- nie dokończył.
-Zobaczyłeś mnie w stanie kryzysu. - tym razem cień prawdy.
-Spowodowany? - musiałam być szczera chociaż w dziesięciu procentach.
-Moja matka. Wiesz...nasze kontakty urwały się gdy miałam siedem lat. Pokochała innego człowieka, zostawiła dziecko i męża, uciekła, a potem ułożyła życie na nowo. Nigdy się mną nie interesowała. Nagle zachciało jej się macierzyństwa i bum..- prychnęłam rozglądając się na boki jednocześnie zagryzając wargi z bólu. Bowiem czułam smutek gdy o tym komukolwiek wspominałam. -...nagle wróciła.
-Po dwunastu latach? - Robert był zaskoczony. - Dowiedziałaś się o tym i...
-Wpadłam w gniew. - złapałam go za drugą dłoń i zwróciłam do siebie tak by móc na niego spojrzeć. - Nie chcę wyjść na wariatkę, ale niebezpiecznie jest być obok mnie...ze mną Robert. Jestem trochę nie poukładana tam w środku więc jeżeli oczekujesz..- zatkał usta gorącym pocałunkiem i silnym objęciem.
-Niczego nie oczekuje Aniela. - pokręcił głową. - Nie jestem typem gościa, który bierze coś z poczucia tego, że to mu się należy...w przeciwieństwie do Antka. Naprawdę jesteś wspaniałą kobietą i jeżeli tylko mi pozwolisz poczekam na odpowiedni moment by być obok Ciebie jeśli zmienisz zdanie.
Uśmiechnęłam się czule i  pogładziłam jego twarz. Dlaczego to nie z nim przed wczoraj poszłam do łóżka? Czemu pozwoliłam sobie na wyskok. Straciłam szansę na porządnego faceta, za którego większość kobiet dałaby sobie uciąć głowę. Ja jednak musiałam spiepszyć coś na starcie i nawet jeśli pragnęłam wszystko naprawić nie mogłam go oszukiwać. Nie po tym co mi powiedział. Należało odsunąć się od nich obydwojga. Wiedziałam, że na pewno spotka kogoś wyjątkowego kogo obdarzy uczuciem skierowanym tymczasowo do mnie. Plułam sobie w brodę.
-Robert. Powiedz mi jedną rzecz...co stało się między wami? - chciałam wiedzieć. Musiałam poznać prawdę na temat oblicza Antka. Bez względu na moją niechęć obiektywność była plusem.
-Trzy lata temu był w OSP. Chciał zostać strażakiem. Fajny był z niego wtedy gość, nawet dobrze się kumplowaliśmy. - szliśmy dalej gdy to opowiadał. - Kiedy zaczął cwaniakować i wywyższać się nad innych dowódca odsunął go od grupy. W zemście Antek dostał szału. Dwa dni po jego wydaleniu budynek OSP spłonął, a ja pewnie równie z nim...gdyby nie Czarek. 
-Jak to? - byłam zszokowana nowymi wiadomościami.
-Antek chyba nie zdawał sobie sprawy, że byłem w środku. Nie upewnił się do końca czy Straż jest opustoszała. Miałem wtedy trochę papierkowej roboty więc przyszedłem w sobotę. Dużo z tego nie pamiętam...jedynie fakt, że prawie nieoddychającego wyciągnął mnie Cezary. Zorientował się, że Antek może wymyślić jakąś głupotę i miał rację. Znał swojego brata na wylot. Zawdzięczam mu życie.
-Dlatego od tamtej pory.
-Nie żywiłem urazy. Chciałem jedynie, żeby się przyznał i przeprosił. On jednak szedł w zaparte, że to nie z jego powodu zdarzyła się ta tragedia. Oczywiście odebrano mu powrót do służby strażackiej już na dożywocie. Miasteczko zlinczowało dobre imię rodziny, a Antek stał się jeszcze bardziej niezależny i pewny siebie niż wcześniej.
-Sukinsyn. - wyrwało mi się. 
-Nadal nie rozumiem czemu po prostu nie odpuści tej maski, którą nosi. Kurcze, to normalne, że zdystansował swoje zaufanie, ale rodzina mu wybaczyła, brat pomógł stanąć na nogi nawet wynagrodził gminie ten pożar i sfinansował budowę nowej. - pokręcił głową. - Wszystko się zmieniło, ale nie on.
-Przepraszam Robert. - naprawdę zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro niż wcześniej. Tamten idiota o mały włos nie zabił człowieka, a ja chciałam układać z nim przyszłość. Był dla mnie końcem. - Nie chcę wyciągać złych wspomnień.
-Wszystko w porządku. Gdybym Ci nie ufał, nie chciałbym wydukać słowa.-przyciągnął mnie teraz do siebie i złożył na ustach namiętny pocałunek.
Hamulce puściły i kilka sekund później wbijałam skórę pleców w konar jednego z drzew. Męskie dłonie błądziły po ciele i naznaczały własne szlaki. Usta krążyły w okół szyi. Zamknęłam oczy i odpłynęłam. Nie chciałam dalej wciągać się w tę zabawę, ale poległam. Robert wydał mi się tak kruchy, a teraz dawał na zaprzeczenie kolejne argumenty zaznaczając swoim dotykiem punkty na pośladkach.
Chrząknięcie wyrwało nas z intymności i odrzuciło od siebie. Antek oparty o brzozę spoglądał na nas z miną dzieciaka, który nakrył rodziców na igraszkach. Oblizał usta i spojrzał na mnie.
-Czarek wołał Roberta. Chcieli na chwilę pogadać o interesach. - Robert spojrzał na mnie. 
-Poradzę sobie. - pocałowałam go w usta i uniosłam kąciki ust. 
Kiedy minęli się i ja zwinnym ruchem chciałam czmychnąć z powrotem do grona znajomych. Drań był szybszy i zastąpił mi drogę.
-Coś taka płochliwa? - popatrzył od stóp do głów na moje ciało lekko chrząkając. - Czyżbym był aż tak zły?
Gniew z wczoraj wlał się w każdy nerw. Przypomniałam sobie sytuację z wczoraj. Ból obudził pewność siebie.
-Jesteś o wiele gorszym typem niż myślałam. Mam nadzieję, że kiedyś spłoniesz w piekle.
-Byłem tam. Nic specjalnego. - wzruszył ramionami i chciał podejść krok bliżej by mnie uchwycić. Cofnęłam się i opuściłam ręce zaciskając je w pięści. - No co ty? - zdziwiony zmrużył oczy. - Nie mów, że nie korci Cię powtórka z rozrywki.
-Jedyną opcją satysfakcji bycia obok Ciebie byłaby taka, w której to ty siedziałbyś zamknięty w remizie strażackiej i zgnił. - jego źrenice poszerzyły się. Odsunął się na kilka metrów w tył.
-Nie masz pojęcia o czym mówisz. - czyżbym weszła na bolesny grunt?
-Doskonale wiem. - uśmiechnęłam się.
-Jeszcze jedno słowo, a zniszczę ten twój cholerny raj z tą ciotą, z którą się prowadzasz. - mógł mi grozić, bawić się mną, ale w tym momencie nie byłam już głupią dziewczynką, która przeraziłaby się z powodu groźby.
-I co mu powiesz? Im wszystkim? - podeszłam do niego tak, że nasze usta dzieliło kilka centymetrów. - W momencie kiedy byłem u swojej kobiety przespałem się z Anielą. Tą , która od początku mnie nienawidzi, ma faceta, brzydzi się na mój widok, a na koniec groziłem jej z powodu tego, że dowiedziała się o pożarze. Myślisz, że ktokolwiek postawi twoje słowo przeciwko moim? - spojrzałam wzrokiem wgłąb drogi prowadzącej do wodospadu. - Popatrz na nich. Nikt Ci nie ufa. Jowita Cię nienawidzi, własna siostra patrzy na Ciebie obojętnym wzrokiem, a brat lituje się nad twoim marnym losem bo gdyby nie on byłbyś wyrzutkiem społecznym.
Zaniemówił. Patrzył na mnie z przerażeniem i drgał ze strachu oraz żalu. Dokładnie tak jak ja wczoraj.
-Dalej. - kiwnęłam głową jeszcze raz w tamtą stronę. - Biegnij. Albo zamknij się i trzymaj z dala od Jowity, mnie i Roberta. 
Wyminęłam go i uśmiechnęłam się sama do siebie. Przez ramię rzuciłam jednak ostatnie słowa wbijające gwóźdź do trumny.
-Aa...- zaśmiałam się. - Nie byłam siódemką. Byłam dziesiątką. - chwila ciszy. - To ty byłeś siódemką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger