czwartek, 11 stycznia 2018

BEZ ZNACZENIA (VII)


 ***
Marlena

Miałam wrażenie, że świat zwalnia. Jaśniejsze od błękitu, delikatnie szarawe oczy spojrzały na mnie kolejny raz. Skupiony na rozmowie, nie miał pojęcia, co właśnie przeżywam. Nie! Przecież to za szybko, za chaotycznie, gdzie nawet nie zaczęłam poszukiwań. Oniemiałam z zachwytu, czy po prostu zrozumiałam, iż z me hormony działają, jak należy?
- Fajnie się rozmawiało, ale muszę uciekać. - uśmiechnął się kolejny raz. Dołeczki w policzkach, osadzone w pociągłej twarzy oraz idealnie kontrastujące z bladą cerą, ciemne brwi. Wyglądał niczym postać z filmów Tima Burtona.
- Już? - Gośka próbowała go zatrzymać. Nadzieja umierała zakopana pod ziemię długoletniej przyjaźni. Jeśli miała na niego ochotę, zostałam z tyłu już na samym początku.
- Siostra czeka na mnie w loży. - spojrzał w drugą stronę, a serce kolejny raz zakołatało. Czarne, podobne do sztucznych rzęsy, odbijały swój cień na policzkach, gdy jedno z różowych świateł uderzyło w jego idealną buzię. - Miło było poznać? - zwrócił się do mnie. Kolejny raz. Boże. Jakiż on był piękny.
Ubrany w idealnie wyprasowaną, białą koszulę oraz czerwoną marynarkę. Złoty zegarek połyskujący na nadgarstku należał do jednych z droższych. Odczuwało się jego obecność. Magnetyzm połączony z klasą, jakiej nigdy wcześniej nie widziałam. Przy kolejnej koncentracji zauważyłam pieprzyk pod lewym okiem. Namalowany na płótnie. Postać wyrwana z tego świata. Juliusz. Czy świat mógł przyśpieszyć, zanim całkowicie stracę głowę?
 - Marlena. - wydukałam na raz i odwróciłam twarz. Zniknęłam, czując przerażenie, tym co właśnie się stało.
Nie patrzyłam za siebie, nie zatrzymałam się i dzięki temu skosztowałam kary. Kary za zauroczenie się pierwszym lepszym facetem. Pierwszym lepszym? Wino na mojej nowej bluzce oraz szyi orzeźwiło, zastygający w głowie obraz. Julek. Dlaczego tak szybko?
 ***
Emil
Nie usnąłem. Przejęty wczuwałem się w rolę Rhetta. Trzecia godzina, a ja chciałem więcej. Coś jakby wciągnęło mnie w historie tak banalną i pustą, że aż chciało się jej więcej. Z uśmiechem na ustach obserwowałem kokietującą i grającą niedostępną Scarlett. Jaki cudem była taką idiotką?
- Ty wariatko. - komentowałem, sącząc malinową herbatę.
Czyżbym zdziadział? Absolutnie nie. Po prostu uważałem, że inny rodzaj rozrywki polegającej na głośnym otoczeniu i panienkach, mógł wspomóc działanie szarych komórek. Kiedy ostatni raz zachłysnąłem się powietrzem, zwolniłem oraz usadowiłem w jednym miejscu? Lata temu.
W ciszy oraz błogiej samotności odnalazłem coś, czego można powiedzieć, szukałem od jakiegoś czasu. Nie pomyślałbym o stagnacji w ten sposób. Jeszcze kilka dni temu, chciałem rozszarpać osobę, która mi ją pokazała. Marysia. Myśli wróciły niczym zaginiony list w butelce. Pogładziłem miejsce obok mnie i zamknąłem oczy. Co, gdybym odważył się spróbować?Scenariusz mógł być idealny. Może potrafiłbym się przemóc.
Zobaczywszy wychodzącego z domu głównego bohatera, rozjuszyłem myśli. On odchodził. Poddał się. Dając jej spokój, stabilizacje, stracił nadzieję. Kochała innego, pragnęła innego. Dopiero w momencie straty, krzyczała i wyznawała miłość.
Czy tak to wyglądało? Poświęcenie, dawanie z siebie wszystkiego, a na końcu pustka i zrezygnowanie. Gdyby Marysia odeszła? Gdyby jednak zrezygnowała z przyjaźni, wspólnych rozmów i samej obecności w mym towarzystwie. Czy żyłbym, jakby nigdy nic z tego się nie wydarzyło? Rozmyta, jak wczorajsze plany, rozbiegła się na cztery strony świata, nigdy z nich nie wracając. Dreszcz, który odrzucałem ze swego ciała przez kilka następnych minut, praktycznie nawracał z zdwojoną siłą. Nie chciałem zostać sam. Nie bez jej oczu i śmiechu. Bez ciała, krzyczącego o bliskość i języka, który szarpał nerwy i wystawiał mą cierpliwość na próbę.
Byłem realistą ze skłonnościami do agresywnych zachowań. W jej słowniku idiotą. Kimś, kto stanowi rozdział próbny. Dlaczego, więc zastanawiałem się nad zakończeniem? Człowiek nie wie, jak zachować się w takiej sytuacji. Stracić coś, czego nigdy się nie miało? Albo miało, tyle że było się zbyt ślepym, by to dostrzec. Zrozumiałem tych wszystkich bohaterów kina, książek, którzy z niemocy popełniali samobójstwo lub uciekali. Bo niby, jak żyć ze świadomością, że straciło się szansę jedną na milion?



 ***
Marlena

 - Nie jest w moim typie. - warknęłam, gdy Gośka kolejny raz napomniała mi o Julku, którego co dopiero poznałam. Przy wypowiadaniu imienia ciążyła w głowie myśl zniewolenia, ale w żadnym wypadku nie wypuściłabym jej na zewnątrz.

- Jest. - blondynka wlewała w siebie ostatnią porcję alkoholu. Ja siedziałam z tyłu. Justyna prowadziła i przysłuchiwała się wymianie zdań. - To typ ideału, którego szukasz.

- Ideału? - Justyna prychnęła i spojrzała na lusterko, by sięgnąć do mej twarzy. Odwróciłam twarz. - Ale jaja! Podoba Ci się!

- I to jak. - śmiech przyjaciółki, sprawił, że zapadłam się pod ziemię. - To całkiem fajny facet. Znamy się ze względu na jego siostrę. Nie mogę nic więcej powiedzieć, ale to typ rodzica. Facet mający pełną kontrolę.

- To chyba dobrze. Pasujecie do siebie. - wzruszyłam ramionami, nadal wspominając szare oczy. Gdyby Emil tutaj był, uspokoiłby je. Miałam dość głupich komentarzy. 

- Co z tego, jeśli lampił się na Ciebie? - nie była urażona. Nie pierwszy, nie ostatni kąsek w jej ustach. Gośka była typem zdobywcy. Po rozwodzie  starała się wrócić do żywych. Dupek, na jakiego trafiła, był typem damskiego boksera. Nie trudno się dziwić, że radziła sobie w ten sposób. Czasami się bałam. O nią, o jej zdrowie i przyszłość. Nie miałam jednak w planach umoralniać irracjonalnego zachowania. Wystarczająco dużo przeszła, by kolejna osoba ją zniewoliła.

- Przestań. - Justyna spojrzała na mą przyjaciółkę i puściła oczko. Były totalnie rozjuszone czy głupie, jeśli myślały, że nie zauważę? 

- Kojarzę gościa. Pracuje jako cukiernik w pobliskiej piekarni. Pierwszy raz jednak widziałam go na imprezie. Z tego, co wiem, to jęczydupa. - nie wiem czemu, stanęłam w jego obronie.

- Bo wydaje się wrażliwy? - gdy gwizdnęły i kolejny raz spojrzały na siebie, wiedziałam, że osiągnęły cel. Chciały udowodnić swoją rację i rzucić mnie w zębiska nowo poznanego faceta. Ani mi się śniło! Nawet jeśli kolana miękły, a język się plątał, nie oznaczało to, że zaczniemy się spotykać. Powolne kroczki. To przecież obiecałam nie tylko sobie, ale Emilowi, który na swój sposób się troszczył.

- Przecież nie masz faceta. Nikogo nie zdradzasz. Poznałaś kogoś, kto działa na Ciebie w ten sposób i zrezygnujesz? - Gośka pokręciła głową i wygodnie ułożyła się na przednim siedzeniu. Nogi wyłożyła na tapicerkę, a potem zamknęła oczy.

- Nawet nie zapytał o numer. - szepnęłam pod nosem.

- Bo uciekłaś, jak tchórz. - Justyna zamilkła i skupiła się na drodze. 

Co, jeśli miały rację i naprawdę straciłam okazję? Ucieczka należała do tchórzy. Dezercja była najgłupszym sposobem, na znalezienie kontaktu z jakimkolwiek facetem. Julek wydawał się tak inny i specyficzny, że zapominałam swego imienia, gdy tylko na mnie spoglądał. Jeśli wszystkie artykuły oraz poradniki miały rację co do definicji faceta marzeń, to właśnie go spotkałam i pozwoliłam mu zniknąć. 

Plucie sobie w twarz oraz kara w postaci izolacji od społeczeństwa, byłyby jej najgłupszą formą. Kolacja, uśmiechy i bliskość to było to, o czym marzyłam. Emil był świetnym przykładem, że jeżeli się odważę, to mogę spotkać wiele ciekawych ludzi i nabrać dzięki nim doświadczeń. Nawet jeśli straciłabym szansę czy coś więcej, to ludzie, którzy mnie kochają, pozostaną ze mną. Gośka, Justyna, Emil czy Daniel. 

Przede wszystkim ze względu na brata, nie powinnam była znów tchórzyć. On by tego nie chciał. Mej samotności i pustki, którą z każdym krokiem na nowo po nim wypełniałam.

Co do Emila, nagle straciłam pełne skupienie. Nie żeby nie był ważny i nie cenię jego zdania, ale to wszystko. Nawet jeśli pragnęłabym czegoś więcej, to on nie potrafił tego z siebie dać. A ja nie mogłam być rozgrywającym. Choć raz to ja potrzebowałam być zdobytą i zauważoną tak jak dzisiejszego wieczoru.

Brunet kręcił się wokół i sam szukał kilku odpowiedzi na swoje pytania. Nie był gotowy na związek, tym bardziej z przyjaciółką. No, i sprawa załatwiona, bo byliśmy tylko przyjaciółmi. Zwierzęcy pociąg, przekomarzanie się i doradzanie. Tyle w krótkiej definicji wystarczyło, bym zażyczyła sobie czegoś więcej.

- Podasz mi nazwę? - szepnęłam, nachylając się do Justyny. Gośka spała w najlepsze, a jej arie chrapania potrafiły trwać w nieskończoność. Jedyny problem w tym, że często miała również ataki i koszmary. Musiałam być bardzo skromna i skrupulatna w rozmowie. 

- „Jedna Chwila". - niechętny ton, wzbudził we mnie sprzeczne emocje.

Co u licha robiłam źle? Nie chcesz, to pragną zrobić z Ciebie cudzołożnicę. Chcesz, a nawracają twe grzeszne myśli niczym zakonnice. Zrozum tu kobiety. No zrozum.

***
Emil

Szła z zamkniętymi oczami. Myślami utkwiła gdzieś daleko i co jakiś czas odbijała się od mego przedramienia. Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Była tutaj. Obok. Krucha, bezpieczna, ubrana w swój mundurowy płaszcz i długą spódnicę, przypominającą stare, babcine maty. Gdy zagryzła dolną wargę, odwróciłem wzrok.

- Widzę, że zabawa się udała. - wróciła do rzeczywistości. Wiedziałem, że takie imprezy potrafią wymęczyć, więc darowałem sobie pogadankę moralną i rozpocząłem wywiad, który mógłby naświetlić mi, co teraz czuje.
- Nawet bardzo. - zmarszczki pod oczami, wypełniały się przy każdym uśmiechu. Policzki nabrały koloru od zimna, które dzisiaj zaskoczyło całe społeczeństwo. Grudzień zbliżał się wielkimi krokami. Nawet jeśli nienawidziłem tej pory roku, musiałem ją przetrwać. Tak samo, jak wczorajsze nerwy i brak snu. Gdy zaświtało, podniosłem telefon i udając rozbudzonego, z godziłem się na spotkanie. Niczym idiota, jak w komediach romantycznych, pędziłem do niej bez opamiętania. Stara koszulka, brak prysznica i ciekawość. Ta cholerna ciekawość zrodzona z troski? Nie poznała, że powoli zachowuję się jak zombie.
- Poznałaś jakąś napaloną kokietkę do trójkącika? - uniosłem jedną z brwi i zakułem jej bok, łokciem. Rozbawiona, potarła grubą rękawiczką o mały, zgrabny nos i przyłożyła ją do policzka. Usta w kolorze waty cukrowej, rozrzażone od wczorajszej dawki alkoholu, nadal stanowiły idealną partię do pieszczot. Przesunąć językiem po dolnej wardze, wciągnąć zapach włosów do nozdrzy i...przestać. Przestać myśleć w ten jednoznaczny sposób.

- Niestety mój stan nie pozwolił na żaden romans. - wyczułem delikatne zawstydzenie. Jasne, jasne. Już ja wiem, co kobiety miały w głowach. Niewinność to drugie imię, dopóki alkohol nie wypłucze z nich wstydu. Hamulce odcięte i jazda z górki. - Idziemy na ciastko?

- No tak. Haracz za sprawę z książkami i truciem mi tyłka. - złapałem za mały nos i pociągnąłem go do góry. Taki dotyk nie był niedozwolony, a nawet wskazany. Niczym para przedszkolaków, kroczyliśmy białymi ścieżkami wzdłuż rynku miasteczka. Przyjacielski wydźwięk, zwykła pogawędka i dobre humory. Na dziś wystarczyło mi niewiele. Bałem się jednak, co będzie gdy znów nie opanuję emocji i rąk, chcących dotknąć jej tam gdzie uszczypnięcie, wywoła słodki jęk w ustach.  
Spoglądająca w witrynę Mary, poprawiająca  wygląd, była czymś całkowicie zaskakującym oraz nowym. Czyżby chciała mi się podobać?

- Jedna chwila. - powiedziała i stanęła przed jedną z cukierni. - Zanim tam wejdziemy, to...

Stąpająca z nogi na nogę, wydawała się jeszcze niższa niż zwykle. Przejęta, jak nigdy sprawiła, że zamarłem. Nie mogła tego zrobić. Jeśli choćby spróbuję, to wezmę ją na śniegu, na środku tego pieprzonego rynku.

- Mary...- zacząłem.

- Jak w takich sytuacjach to działa? Kobieta, mężczyzna? Czy wypada zostawić swój numer, uśmiechnąć się...- talent aktorski miała opanowany do perfekcji. Bzdurny bełkot był efektem zdenerwowania, ale rozumiałem ją. Chciałem wiedzieć i sprawić, by się przełamała. Choć jeszcze wczoraj zakazałem sobie bliższej obecności, dziś było mi wszystko jedno.

- Numer telefonu, wspólna rozmowa, spotkanie i...- gdy zrobiłem krok, podskoczyła i przytuliła się do mnie.

Zapach lawendy i proszku do prania. Nie, po prostu jej zapach. Coś innego, co należało tylko do jej ciała, serca i uśmiechu. Drobne ciało wtulające się we mnie wyrzuciło z głowy racjonalne myślenie. Twardniałem pod naporem jej jakiegokolwiek dotyku. Czekając na pozwolenie, układałem w głowie plan działania. Bujna wyobraźnia zabrała mnie nawet do jej kuchni, w której urządziłbym prawdziwy maraton. Musiała to powiedzieć. 

- Dziękuję. - odseparowała się ode mnie i podeszła do drzwi cukierni. - Zaraz wracam.

Przejęty niczym pięciolatek swoją pracą z plastyki, patrzyłem, jak podchodzi do lady i wyciąga z kieszeni portfel. Ostatnie spojrzenie, jakie mi podarowała, było inne. Nagle świat wywrócił się do góry nogami.

Z uśmiechem na ustach podała dłoń mężczyźnie stojącemu po drugiej stronie lady. Kasjer spoglądał na nią jak na znajomą twarz. Ona zadowolona z obrotu sprawy, poprosiła o coś. Co to było? Nie. Długopis wypisujący coś, na jego dłoni i pocałunek. Muśnięcie warg Marysi. Jej dotyk na bladym policzku drugiego człowieka. Zgryz zacisnął się mocniej, a dłonie zamknęły się, opadając wzdłuż ud. Nie mogła tego zrobić. 

Nie mogłaś tego zrobić Scarlett.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger