czwartek, 11 stycznia 2018

GDYBYŚ TYLKO WIEDZIAŁ (VIII)

Oblizywałam usta, gapiąc się na drżące dłonie. W efekcie ogromnego zdenerwowania schowałam je pod stolik, prostując ciało. Z nadzieją oraz niecierpliwością spoglądałam na drzwi wejściowe. Kawiarniany gwar, w którym zapach szarlotki unosił się równo z przejściem przez próg, był pierwszą lepszą decyzją. Musiałam spotkać się na spokojnym gruncie w obecności świadków albowiem sama nie wiedziałam, jak Michał zareaguje na szczerość.

Podróż po wspomnieniach w towarzystwie niegdyś negatywnie nastawionej do mnie Darii, była wybudzeniem ze śpiączki. Tkwiłam w niej od kilku lat, próbując usprawiedliwiać wszystkich oraz samą siebie. Dzisiaj musiałam zawalczyć o życie kogoś, kto był mi bliższy niż sam Bartek. Szatyn był rodziną. Najlepszym przyjacielem, który upadł na dno, a ja ślepa nie zauważyłam tego faktu. Bawił się naiwną kobietą oraz jej uczuciami, a dodatkowo poszedł po linii najmniejszego oporu. Nic bardziej nie rani ukochanej osoby niż zdrada, w dodatku z kimś z kim dzieli ona nie tylko pościel oraz orgazm.

Daria wybuchła, powodując odwrócenie się losu. Michał, zamiast reagować, walczyć po prostu się znudził. Tym razem jednak wmieszał mnie w środek eksplozji kobiecej rozpaczy i próbował wykorzystać. Ktoś musiał uświadomić mu, jak wielkim idiotom się stał. Moja pomoc, która objawiła się chwilowym zauroczeniem, dołożyła do pieca, tak wiem. Pomimo tego jednak wierzyłam w sens związku, który budował przez lata. Ten, który próbowałam sabotować, a teraz starałam się pozszywać.

Wysoki, ubrany w jeansy oraz marynarkę pasującą pod kolor oczu Michał wszedł do środka. Wzrok skupił na jednej z barmanek, która uwodzicielsko zahaczyła o niego i próbowała zachęcić do konwersacji. W porę uniosłam do góry dłoń i pomachałam, by dać znak o mojej obecności. Szybko pozbawił się flirciarskich zalotów i powędrował ku stolikowi, przy którym siedziałam. Zniesmaczona, lekko zirytowana kokietka uwadziła we mnie ostrym spojrzeniem, które sugerowało ostrzał krytyki w jej myślach.

Zapach mięty oraz świeżej bryzy, którą ze sobą przyniósł, zmieszał się z jabłkową wonią kręcącą się po lokalu. Wybuchowa mieszanka w połączeniu z gorącym zapałem, jaki we mnie drzemał, mogła spowodować ogromne szkody. Każdy jednak potrzebuje czasami wstrząsu, by móc powrócić na właściwy tor. Dzisiaj miał być to Michał.

- Ślicznie wyglądasz. - szczerzył się, bacznie mierząc mnie od biustu w górę. - Nie mogłem się doczekać.

- Widziałam. - wykrzywiłam twarz, spoglądając za jego plecy, by lekko go ogarnąć. Barmanka zniknęła gdzieś w odmętach kuchni, ale doskonale wiedziałam, w jakim celu tam poszła. Lewe ucho zaczęło piec, a ja co dziwne, wierzyłam w pewne przesądy.

- Jesteś zazdrosna. - wyłożyłam na stolik złączone dłonie, które natychmiastowo przykrył jedną ze swoich łasych rączek. - Podoba mi się to jak cholera.

- Tak. - szybko wysunęłam uwięzione ręce i tym samym zrzuciłam z nich jego dotyk. - Twoja specjalność.

- Dlaczego jesteś taka wyobcowana? - zmarszczył brwi. - Bartek znowu namieszał Ci w głowie? To dupek... - nie czekał na moją wersję, ale jak prawdziwy grzesznik, momentalnie zaczął usprawiedliwiać samego siebie.

- Jest dupkiem. - przyznałam mu rację, by móc nawiązać do głównego tematu tego spotkania. - Niestety ma sporą konkurencję w twojej osobie. - prychnęłam, a potem odsunęłam całe ciało, by móc oprzeć się o miękki materiał sofy. 

- Czuję, że niepotrzebnie tutaj przyszedłem. Rozumiem, że masz zły humor, ale przecież obiecałem Ci, że wszystko załatwię. - gruszki na wierzbie, które były codziennością w jego wykonaniu. Dopiero teraz zauważałam, jak miota się wewnątrz, próbując wybielić każdą rzecz, jaką zrobił. Wyrzuty sumienia jednak dotykały nas wszystkich, a on nie mógł wykupić pakietu, by je wyłączyć, tak jak robi się to z aplikacjami. 

- Michał jesteś strasznie pogubiony. - naprawdę zaczynałam mu współczuć. Pieniądze i sława jednak doprowadziły do wyniszczenia, kiedyś tak świetnego, pełnego zrozumienia człowieka.

- Daria jest przeszłością.

- Dziwne, że twoja przeszłość za wszelką cenę ratuje Ci dupsko. - skwitowałam, na co zareagował lekkim, wyrzucającym niezrozumienie uśmiechem.

- Ratuje mnie? Czy ona... - teraz nastąpiło rozsunięcie się kurtyny.

- Kocha Cię. - na myśl o jej zadowolonej buźce, gdy o nim opowiadała, sama wykrzywiłam ją w podobny sposób. - Szalenie i bezkompromisowo, nawet jeśli nie powinna.

- Chyba nie mówimy o tej samej Darii.

- Byłam dzisiaj w twojej firmie. - czekałam na kontratak i szok, który sparaliżował jego ciało. - Dziwnym trafem wszystko pokrywa się z jej wersją. 

- Przekupieni ludzie to tylko wstęp do jej igraszek.

- Nie pozwolę, żeby podpisała umowę o przejęciu długów Michał. - w tej chwili poczułam, że przełamałam męską pewność siebie. - Sam nawarzyłeś piwa, więc je wypijesz. 

- Klara. - podchodził do mnie z rezerwą, jakbym stanowiła przykład drapieżnika. Lwa, tygrysa mającego ochotę na odgryzienie mu głowy, co w pewnym sensie pokrywało się z wewnętrzną złością na samą siebie. - Czy możesz przestać jej słuchać? Ta umowa nie ma nic wspólnego z nami.

- Masz rację. - przechyliłam głową, przyznając mu punkt. - My nie istniejemy Michał. Jesteśmy przyjaciółmi, którzy pogubili się i skrzywdzili najważniejszych ludzi w swoim życiu. - dławiłam się w środku. Wspomnienia związane z brunetem, który mieszkał po drugiej stronie, powróciły. 

- Jeszcze niedawno mówiłaś o niej per „wiedźma". - zgłupiał, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo wstyd zżerał jego sumienie.

- Okazuję się, że wiedźma stała się sobą przez księcia, który złamał jej serce. - nachyliłam się i spojrzałam w czekoladowe oczy. - Ona nie jest głupia Michał. Całe życie czekała na kogoś takiego jak ty. Nie przez wzgląd na status oraz firmę, ale dlatego, że Cię kocha. Możliwe, że mocniej niż ty samego siebie w tym momencie. 

- Sama ma kilku kochanków. Jesteśmy tylko ludźmi. 

- Kim ty jesteś? - wzburzyłam się na słowa, które kierował w moją stronę. Znałam go, zanim cała ta farsa z firmą i Darią się rozpoczęła. Życzliwy i konsekwentny facet zniknął. Siedział przede mną bankrut życia. - Słyszysz się w ogóle? - nerwy zjadły zdrowy rozsądek i wypluły je na bok. Złapałam za szczupłą, kościstą twarz, każąc mu się pokazać. Wierzyłam, że gdzieś w środku tętni szansa na uratowanie go od samotnego, pełnego błędów życia.
- Wszyscy jesteśmy potworami. - spodziewał się, że przyznam mu rację. W jednej sekundzie zrozumiałam paradoks ludzkich relacji. Prawda jest okrutna, ale tylko ona wyzwala wszelkie emocje w ludziach. Michał musiał ją poznać.

- Niektóre z nich bronią innych, by się nimi nie stali. - kocie, zielone oczy zlały się w głowie niczym olejny obraz. Bartek był uzależnieniem, które starało się wykończyć wszystko, co stawało na mojej drodze i mnie raniło. - Szkoda, że skazałeś ją na takie życie.

Szybko odsunęłam swe dłonie i ze łzami w oczach złapałam za ramię torebki. Palce zacisnęłam na tyle mocno, że skórzany materiał skurczył się pod ich naciskiem. Nie wiedziałam, jak mogę im pomóc. Ta bezużyteczność, która we mnie żyła, wrzucała do głowy straszne myśli. Jedne z tych, krążących teraz w głowie.

Wstając, nie patrzyłam na niego. Szatyn wyczuł panikę, więc równie szybko postawił ciało na nogi. Chciał pójść za mną, ale wstrzymałam go, unosząc do góry obydwie dłonie.

- Masz wybór Michał. Każdy z nas ma. - kolejny raz poczułam na sobie spojrzenie barmanki. - Możesz wyjść stąd, kierując się do domu. Przeprosić swoją narzeczoną za bycie kretynem, choć podejrzewam, że wymazanie wszystkiego zajmie wam o wiele więcej czasu. - słuchał uważnie każdego słowa. - Możesz też podejść do baru, uwieść małolatę i naopowiadać jej bzdur. Nad ranem przytulisz się do niej, spojrzysz w nowo poznane oczy i poczujesz znużenie. Kolejny raz zostawisz namiary, wykąpiesz się i wrócisz do domu. Nie zmienisz nic. Przez pewien czas będziesz jak młody bóg. Tyle że to niczego nie zmienia. Nadal będziesz potworem, który miał szansę. 

- Może nie potrafię inaczej. - wzruszył ramionami.

- Nie zasługujesz na nią. - zmierzyłam go od stóp do głów. - Co gorsza, Paweł wypada przy tobie blado, a sądziłam, że nie znam gorszej osoby. - wyminęłam go i ostatni raz zmusiłam do myślenia. - Spójrz w lustro i nie próbuj odwracać wzroku. Taka mała rada.


Romantyczne klasyki w stylu Pretty Women były idealną odskocznią i dodatkowym strzałem w potylice, jeśli chodziło o leczenie serca. Zakładając stary dres, poczułam się dziwnie. Jakbym wkładała starą skórę, która niezbyt perfekcyjnie do mnie przylegała. Może zwyczajnie w świecie bałam się wrócić do poprzedniego stanu. Kto mógłby jednak funkcjonować bez zarzutu, przy takiej ilości doświadczeń?

Znużona od lekkiej drzemki ziewałam na głos, nie zwracając uwagi na żadne zasady dobrego wychowania. Tłuste włosy związałam na środku głowy w niezdarną cebulę, a brak stanika wytłumaczyłam brakami w garderobie.

Zrezygnowana poczłapałam do pobliskiego sklepu, by zakupić starter pak damskiej rozpaczy. Lody, dwie butelki wina, które przy kasie rozmnożyły się do trzech oraz obojętność, gdy kasjerka mierzyła mnie wzrokiem. Miałam totalnie gdzieś, co myśli każdy widzący mnie przechodzeń lub klient sklepu. 

Pierwszy raz w życiu czułam się wolna. Smutną częścią procesu do osiągnięcia tego stanu, była utrata najbliższych mi osób. Nie mogłam pomóc samej sobie, Michałowi czy Darii. Bartek odpadał z tej listy przez bezwzględny brak kontaktu z moją osobą. Zwyczajnie rozmył się w zgliszczach nowych zajęć oraz cudownego życia, którego już mu nie uprzykrzałam.

Deszcz zalewający ulicę oraz przy okazji mnie sponiewierał humor do maksimum depresji. Wściekła na przemoczone ubranie, które mogło skutkować jutrzejszym grypskiem, człapałam do mieszkania. Nie powstrzymywałam się przed bluzganiem oraz wyzywaniem wszystkiego, co stanęło na mej drodze. Sam Nostradamus mimo wszystko, nie przewidziałby okropnego zbiegu okoliczności w postaci miłości twojego życia, która właśnie z niego znikała. 

Bartek stojący z torbami na zewnątrz mieszkania, które szczelnie zamykał, był gwoździem do trumny. Ile minęło? Dwa dni, trzy tygodnie, może kilka lat? Nie liczyłam. Odkąd wyszedł z mieszkania i odciął się ode mnie raz na zawsze, poczułam, że świat przeszedł na tryb syzyfowej pracy. Zmuszona do funkcjonowania, resztkami sił, przekonywałam samą siebie do aktualnego stanu rzeczy. Widząc go, nagle świat ruszył naprzód. 

Ściągnęłam kaptur, a potem rozpuściłam włosy. Mokre ubrania nie były przeszkodą, gdyby tylko chciał je ze mnie zedrzeć. Najpierw jednak musiałam go zachęcić do rozmowy. Jednak kto normalny pragnąłby gadać z bezdomnym?

Biorąc głęboki wdech do płuc, wyprostowałam się i stawiłam czoła przerażeniu, które toczyło się we wzburzonej krwi. Gdy tylko stanęłam naprzeciwko swoich drzwi i położyłam zakupy na podłodze, zauważył mnie. Odwrócił głowę, ale tylko na moment. Bez przywitania, jakiegokolwiek odzewu, po prostu wrócił do sprawdzania zamków.

Nie sądziłam, że narodziło się we mnie tyle wiary, gdy tylko na niego spojrzałam. Kumulacja związana z moim nabytym gadulstwem oraz tęsknotą wygrała nad dumą. 

- Dobry wieczór. - szepnęłam na głos, udając, że szukam kluczy do mieszkania.

- Nie rób tego. - odpowiedź była tak chłodna, jakby sam się do niej zmusił. - Nie zmuszaj mnie, żebym po prostu wyszedł.

Nienawidził mnie z całego serca. Pojęłam teraz, jak musiała czuć się Daria, gdy Michał zmuszał się, by przy niej być. Coś rozrywało kończyny człowieka na wszelkie strony, a płuca kurczyły się przy fali łez, która nadchodziła. Nie mogłam pozwolić sobie na zawrócenie. Nawet jeśli tak miałoby wyglądać nasze ostatnie spotkanie, należało amputować złudne nadzieje. 

- Jestem kretynką, co? - odwrócił się. Pierwszy raz od tak dawna, stęskniona za kolorem jego oczu, mogłam je zobaczyć. Trzymał dystans, ale na twarzy dostrzegłam żal przeszywający go na wskroś. Bolał go widok kogoś, niszczącego mu życie. - Powinieneś trzymać się ode mnie z daleka. - uśmiech przez łzy, był jedyną opcją obrony. 

- Nie musisz się tłumaczyć. Powiedziałaś prawdę. Za to nie mam prawa Cię oceniać. - wzruszył ramionami. Usta zacisnął w cienką linię, a potem spojrzał na bagaże. 

- To nie była prawda, a chwilowy brak kontroli.

- W tym problem, Klara. - imię w jego ustach brzmiało tak gorzko. - Brak kontroli był nam pisany od początku. Nie wiń się za to. To przegrana walka z wiatrakami.

- Przestań. - na moment zasłoniłam usta, by nie krzyknąć. Kilka sekund później podbiegłam do niego. Palcami kreśliłam na męskich wargach delikatne wzory. Pragnęłam go jak nigdy wcześniej. Załamana pozwoliłam sobie na delikatny szloch, który przerodził się w histerię. Zamknęliśmy oczy, wchłaniając swoje oddechy. Dłonie kurczowo przyległy do ukochanej, znajomej buzi. Trzymały ją w uścisku, by ułatwić pożądaniu dostęp do cudownych, spierzchniętych ust.

Pocałunek pełen tęsknoty, który na samym początku wydawał się odwzajemnionym, przybrał wzór jednostronnego, błagającego o powrót. Bartek nie reagował. Był stateczny, oschły i pewny tego, co do mnie aktualnie czuł. Rozumiał bez słów, dlatego pozwolił na ostatni, jak czułam, pożegnalny akt zbliżenia.

Chciałam udowodnić, jak mocno chcę go z powrotem. Wgryzałam się drapieżniej, ale nawet to nie sprowokowało go. Kilkanaście cudownych sekund, zakończył mocny, uwierający ucisk na moich delikatnych dłoniach. Odsunął mnie od siebie, powodując fizyczny, jak i mentalny ból, a potem spojrzał na mnie z góry. 
Szukałam pomocy, znaku życia z dawnych momentów, które należały tylko do nas. Wymazał z siebie wszystko, co we mnie kiedykolwiek podziwiał lub kochał. Był pusty od emocji.

- Spotykam się z kimś. - dwa kroki w tył oraz powstrzymanie szlochu. Tylko tyle udało mi się zrobić, gdy usłyszałam te kilka słów. - Chciałbym, abyś przestała. 

- To do niej jedziesz, prawda? - cel spakowanych walizek i efekt przypadkowego spotkania, które przerodziło się w walkę.

- To nie jest twoja sprawa. - zamknęłam oczy, a potem wlałam na twarz uśmiech. Walczyłam jak nigdy dotąd. Zniszczona, ostatkami sił zrobiłam dobrą minę do złej gry.
- Ma szczęście. - wierzchem dłoni wytarłam mokre od łez policzki. Biorąc głęboki wdech, opanowałam drżące ciało. - Szkoda, że przeze mnie jej nie pokochasz. - odwróciłam się, wyciągając kieszeni klucze. Gdy tylko uchyliłam drzwi i złapałam za zakupy, złapał za bagaże i podjechał pod drzwi windy na drugim końcu korytarza.

Spojrzenie, którym się zetknęliśmy, nie ścięło mnie z nóg. Martwi ludzie nie posiadają żadnych emocji. Stałam się taka,  jak on. Niepełna. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger